Sztokholm na (długi) weekend – co zobaczyć i pokazać dzieciom
O zobaczeniu Skandynawii, a konkretnie Szwecji, marzyłam od dawna. Bo książki Camilii Lackberg, bo IKEA, bo skandynawski design, bo cynamonki (kanelbullar) i fika 😉 . Ogólnie cały skandynawski styl życia, od zawsze kojarzony się z prostotą, minimalizmem, umiłowaniem natury, aktywnością fizyczną oraz spędzaniem mnóstwa czasu na świeżym powietrzu (bez względu na pogodę) tak bardzo współgra z moimi wartościami, że był dla mnie największą zachętą. No i dodatkowo fakt, że kraje skandynawskie są jednymi z najbardziej liberalnych na świecie – ogólnie, jak dla mnie, same plusy!
Niestety, tak się dotychczas złożyło, że ze Skandynawią było mi zawsze nie po drodze. Ok, nie liczę jednego, krótkiego służbowego wypadu do Sztokholmu w 2008 roku, ale to było jakby w innym życiu i w innym świecie. 🙂 Powód późniejszego omijania tych stron zazwyczaj był jeden – gdy tylko pojawiła się wizja jakiejkolwiek podróży, zawsze była ona jednoznaczna z ucieczką w cieplejsze rejony Europy. Bo kto o zdrowych zmysłach ucieka z szaroburej Polski… do szaroburej Szwecji? No nikt, umówmy się! Marzenia mają jednak to do siebie, że łatwo człowieka nie opuszczają i nie słuchają raczej zdroworozsądkowych podpowiedzi rozumu 😉 . No dobra, może częściowo słuchają – z tego też powodu wiedziałam, że wizytę do Skandynawii najlepiej zaplanować między majem a sierpniem, bo wtedy temperatury powinny być najbardziej akceptowalne. Na naszą pierwszą skandynawską podróż wybraliśmy więc Sztokholm w weekend majowy 2024 – 3 dni w stolicy Szwecji miały dać nam przedsmak skandynawskiego klimatu i pomóc zdecydować, czy chcemy kontynuować naszą przygodę z północą Europy. Od razu może zdradzę, że tak: chcemy! Ale po kolei.
Sztokholm z dziećmi – czy aby na pewno?
Sztokholm, stolica Szwecji, to miasto pełne historii, kultury i niezwykłych atrakcji dla całej rodziny. Tzn. tak to prezentuje się od zawsze w folderach i ofertach biur podróży, ale odbiór społeczny tego miasta zdecydowanie się ostatnimi czasy zradykalizował. Z pewnością przyczynił się do tego przekaz medialny: szokujące nagłówki o porachunkach gangów, strasznych imigrantach dybiących na każdym rogu na nasz portfel i życie i w końcu o niesławnych strefach „no-go zones”, czyli „miejscach, w które się nie chodzi”. Swoją drogą, to ostatnie to chwytliwa nazwa, nie? Muszę przyznać, że z pozycji fotela przed telewizorem i kanapy w dużym pokoju to na pewno rysuje się przerażająco. Ale, jak to życiu, każdy medal ma dwie strony – i o tej drugiej najlepiej przekonać się, widząc ją na własne oczy. Zawsze powtarzam, że nie ma lepszej szkoły życia niż podróże, bo to dzięki nim uczymy się, że świat nie jest czarno-biały, weryfikujemy nasze opinie i poszerzamy horyzonty.
Tak więc podsumowując: potwierdzam, że Sztokholm to nadal dobre miejsce na wyjazd z dziećmi (i dorosłymi też, rzecz jasna!). Jak każde wielkie miasto europejskie dzisiaj, ma oczywiście swoje problemy ( w tym te z nie do końca udanym procesem integracji imigrantów), a także miejsca i dzielnice, które najrozsądniej omijać szerokim łukiem. Ale uwierzcie mi, na ulicach szwedzkiej stolicy życie naprawdę toczy się normalnie, ludzie siedzą w kafejkach i parkach, spacerują, opalają się (przypominam, że byliśmy tam w maju! 😉 ), place zabaw pełne są dzieci, a atrakcje turystyczne – pełne turystów. A widoczna gołym okiem różnorodność kulturowa dodaje tym miejscom tylko unikalnego, lokalnego „kolorytu”.
No dobrze, to skoro najważniejsze wątpliwości i obawy już rozwiane, to pora przejść do konkretów!
Sztokholm – jak dotrzeć
Sztokholm – dzień 1
Stare miasto czyli Gamla Stan
Nasza szwedzka przygoda rozpoczęła się w najbardziej rozpoznawalnym miejscu Sztokholmu, czyli Gamla Stan. To jedna z najlepiej zachowanych średniowiecznych starówek w Europie, pełna wąskich, brukowanych uliczek i kolorowych kamienic. Urokliwe to wszystko, ale ja już kilkakrotnie pisałam tu na blogu o moim stosunku do zwiedzania starówek – traktuję to często jako po prostu punkt do odhaczenia na liście atrakcji turystycznych, bo jak dla mnie serce każdego miasta bije zupełnie gdzie indziej. No, ale muszę przyznać że Gamla Stan jest wyjątkowa z jednego konkretnego powodu: a mianowicie Pałacu Królewskiego (Kungliga Slottet), będącego aktualną i oficjalną rezydencją szwedzkiej rodziny królewskiej. Zbudowany w barokowym stylu pałac to jedna z największych rezydencji królewskich na świecie. I faktycznie, jego potężne gabaryty robią imponujące wrażenie. Zwłaszcza, jeśli traficie na odbywającą się przed pałacem uroczystą zmianę warty, prezentowaną przez gwardię królewską. Nam udało się to przypadkiem, ale jeśli Wy chcecie być lepiej przygotowani, to sugeruję stawić się na Gamla Stan w sezonie letnim (od kwietnia do końca sierpnia) o godz. 12:15 w dni powszednie i 13:15 w niedziele i święta. Jesienią i zimą zmiany odbywają się trochę rzadziej (więcej info TUTAJ).
Wszystko fajnie, ale moje dzieci były trochę zawiedzione tym, że nie zobaczyliśmy na własne oczy króla Szwecji, Karol Gustawa XVI. Przed wizytą w Sztokholmie nasłuchaliśmy się o tym, jak to wielokrotnie bywał on widywany podczas korzystania z transportu publicznego, w tym miejskich autobusów. Musicie przyznać, że monarcha w komunikacji miejskiej to musi być niezwykły widok – i jaka fantastyczna, pożądana normalność i brak przesadnych formalności! Poza tym, jak można się łatwo domyślić, jazda autobusem przez szwedzkiego króla może być też postrzegana jako wyraz jego poparcia dla ekologicznych środków transportu i zrównoważonego rozwoju. Takie rzeczy tylko w Szwecji!
Biblioteka Publiczna – niby w Sztokholmie, a jak w Hogwarcie
Kolejnym punktem naszej wycieczki była Biblioteka Publiczna w Sztokholmie (Stockholms stadsbibliotek) – jak tylko zobaczyłam ją na zdjęciach, to po prostu wiedziałam, że musimy do niej trafić. Zobaczcie tylko dlaczego!
Miejsce niczym z baśni, prawda? Znajduje się ono w sztokholmskiej dzielnicy Vasastan i jest nie tylko ważnym centrum kultury i edukacji, ale także perłą architektury, zaprojektowaną przez jednego z najważniejszych architektów XX wieku, Gunnara Asplunda. Biblioteka mieści się w rotundzie o wysokości 24 metrów, jest zalana naturalnym światłem wpadającym przez przeszklony dach, co tworzy idealne warunki do czytania i nauki. Ściany rotundy są wypełnione piętrowymi półkami z książkami, co sprawia, że wnętrze wygląda jak prawdziwa świątynia wiedzy rodem z opowieści o Harrym Potterze. Niesamowite wrażenie!
Ale doznania estetyczne to jedno, druga ważna kwestia to imponujący księgozbiór. Stockholms stadsbibliotek oferuje ogromną kolekcję ponad 2 milionów (!) książek , czasopism, audiobooków i multimediów w różnych językach świata, co czyni ją dostępną dla szerokiej społeczności międzynarodowej. Bez problemu znaleźliśmy tu całkiem sporo książek w języku polskim. 🙂
A na koniec najlepsze: wstęp do biblioteki jest ogólnodostępny. Nie trzeba się nigdzie zapisywać, rejestrować ani tym bardziej płacić. Można wejść prosto z ulicy, sięgnąć po książkę z półki i czytać… albo chodzić i robić zdjęcia. Jedynie tuż przy wyjściu z biblioteki znajdują się bramki, dzięki czemu nikt nie wyniesie książki bez oficjalnego jej wypożyczenia (do tego trzeba już wyrobić sobie kartę biblioteczną). Obsługa jest dyskretna i uprzejma i w ogóle nie zwraca uwagi, gdy któryś z czytelników wyciągnie coś do picia czy jedzenia. Co więcej, w samej bibliotece znajduje się też kawiarnia, w której można wypić kawę i przekąsić słodkie kanelbulle . I znów chciałoby się powtórzyć: takie rzeczy tylko w Szwecji!
Hagaparken – zielona oaza w centrum metropolii
Zarówno wizyta na starówce, jak i w jednej z najpiękniejszych europejskich bibliotek, ma jedną wadę: spotkacie tam pełno ludzi. A od ludzi trzeba czasem uciec na łono natury. Sztokholm jest naprawdę pięknym, zielonym miastem, pełnym parków i ogrodów, które zachęcają do spacerów i relaksu w otoczeniu przyrody. Ale jeden park na mapie tego miasta jest naprawdę wybitny. Mowa o położonym na północ od centrum miasta Hagaparken, parku założonym w XVIII wieku przez króla Gustawa III na wzór angielskich parków krajobrazowych, z polanami, lasami, wzgórzami i dużą ilością wody.
Hagaparken to liczący 144 hektarów cudowny, zielony azyl, gwarantujący natychmiastowy odpoczynek od miejskiego zgiełku. Szczerze mówiąc, na widok tych rozległych, malowniczych trawników szybko zapomnicie o tym, że znajdujecie się w środku największego szwedzkiego miasta. W licznych miejscach można rozłożyć koc i urządzić rodzinny piknik albo ganiać się po trawie i spalać nagromadzoną w czasie zwiedzania energię (dzieci, o Was piszę!). Bardzo fajnie na tle tutejszej malowniczej zieleni prezentują się Kopperstentälten, czyli Miedziane Namioty – charakterystyczne, niebieskie budynki przypominające namioty tureckie i pierwotnie używane jako kwatery wojskowe. Dziś mieszczą się tam muzea oraz wystawy związane z historią Hagaparken, a także kawiarnia, w której warto się zatrzymać na lody i kawę (albo wziąć je na wynos i kontynuować spacer wśród zieleni).
W Hagaparken jest kilka jezior, z których których największe to Brunnsviken – stojąc na jednym z jego drewnianych pomostów, od razu zrozumiecie, dlaczego Szwecja jest nazywana krainą lasów i jezior. Widoki są tutaj cu-do-wne! W cieplejszych miesiącach można tu wypożyczyć kajak, aby popływać po jeziorze, a zimą, gdy lód jest wystarczająco gruby, jezioro staje się miejscem do jazdy na łyżwach.
Dla miłośników aktywnego wypoczynku park oferuje liczne ścieżki biegowe i rowerowe, które zapewniają zarówno rekreację, jak i możliwość podziwiania przyrody. Powiadam Wam z autopsji, poranna przebieżka w takich warunkach to najlepszy sposób na dobry start w nowy dzień i świetny humor. Szwedzi wiedzą, co dobre, bo praktykują to tłumnie i ochoczo!
Sztokholm – dzień 2
Djurgården – wyspa pełna atrakcji
Nie wspominałam jeszcze w tym wpisie (ale pewnie już o tym wiecie), że Sztokholm położony jest na 14 wyspach, tworzących wspólnie tzw. archipelag sztokholmski. Jedną z najpiękniejszych wysp archipelagu jest Djurgården, znana ze swojego malowniczego krajobrazu i bogatej historii. Djurgården (po szwedzku „Park Królewski”) przez wieki pełniła rolę terenu łowieckiego dla szwedzkiej rodziny królewskiej. Dziś wyspa jest publicznym parkiem, a niewielką zabudowę mieszkalną stanowią tu w większości ekskluzywne rezydencje. Tutaj znajdziecie też największe turystyczne atrakcje Sztokholmu – największe muzea (w tym Nordiska museet oraz ABBA Museum), legendarny park rozrywki Tivoli Gröna Lund oraz sztokholmski Skansen. Atrakcji wystarczy na kilka dni zwiedzania, a że my do wykorzystania mieliśmy tylko dwa dni, to podzieliliśmy je następująco: jednego dnia 3 najciekawsze, naszym zdaniem, muzea, a drugiego – Skansen. To zaczynamy!
Muzeum Vasa – najpiękniejszy wrak na świecie
Nie mogliśmy ominąć Muzeum Vasa, które mieści w sobie jedyny na świecie zachowany XVII-wieczny wojenny okręt. Vasa, okręt zbudowany na zamówienie króla Gustawa II Adolfa, zatonął z powodu błędów konstrukcyjnych podczas swojego pierwszego rejsu w 1628 roku, a po ponad 300 latach (w 1961 roku) został wydobyty z dna morskiego w prawie idealnym stanie. Muzeum Vasa jest wyjątkowe, bo w pełni poświęcone tylko jednemu, gigantycznemu eksponatowi. Sam budynek robi już niezwykłe wrażenie: ma około 34 metrów wysokości, co wynika głównie z potrzeby pomieszczenia całego okrętu Vasa, w tym jego masztów. Wnętrze jest przestronne i klimatycznie oświetlone, a na kilku kondygnacjach znajdują się galerie, z których można podziwiać okręt z różnych poziomów i perspektyw.
Co nam się najbardziej podobało w Muzem Vasa? Oprócz samego okrętu, z jego oryginalnymi rzeźbami i działami, na pewno też liczne eksponaty związane z życiem na pokładzie, pracami konserwacyjnymi oraz badaniami nad historią statku i jego załogi. To docenił zwłaszcza nastolatek, dla którego historia jest jednym z ulubionych przedmiotów w szkole. Młodsze dzieci zachwycą się natomiast na pewno wystawą Brickwrecks, która prezentuje słynne historyczne wraki statków… zbudowane z klocków Lego 😉 . Oprócz Vasy, można tam obejrzeć interaktywne modele m.in. Titanica, HMS Pandora oraz MV Rena, kontenerowca, który zatonął u wybrzeży Nowej Zelandii w 2011 roku. Ta wystawa tymczasowa ma być otwarta do 6 stycznia 2025 roku.
Muzeum Vasa oferuje też wystawy multimedialne, filmy dokumentalne oraz audio przewodniki we wielu językach. Informacje o biletach i godzinach otwarcia znajdziecie TUTAJ.
Muzeum Wikingów – podróż do czasów nordyckich wojowników
Jakie jeszcze muzeum na Djurgården warto odwiedzić z dziećmi zafascynowanymi historią? Na 100% Muzeum Wikingów! Muzeum, którego oryginalna nazwa brzmi Vikingaliv, oferuje interaktywne i edukacyjne wystawy, przybliżające codzienne życie, kulturę i historię Wikingów. To zupełnie inne miejsce niż Muzeum Vasa: zdecydowanie mniejsze, bardziej kameralne i przygotowane z mniejszym rozmachem, ale za to prowadzone przez prawdziwych pasjonatów i znawców tematu – to widać, słychać i czuć od razu po wejściu!
Główna część muzeum to wystawa przedstawiająca życie Wikingów w VIII-XI wieku. Znajdują się tu liczne artefakty, w tym broń, narzędzia, ozdoby i przedmioty codziennego użytku. Dzięki makietom i interaktywnym ekranom możemy zobaczyć, jak Wikingowie organizowali swoje domostwa, pracowali na roli, a także jak budowali swoje statki i prowadzili bitwy. Można tu zagrać w średniowieczną grę planszową hnefatafl, nazywaną szachami Wikingów albo zrobić szybki pisania runami. Dla dzieci przygotowana jest też angażująca zabawa w poszukiwanie run, czyli Run Hunt. W kilku miejscach w muzeum ukryte są runy, które dzieci muszą odnaleźć, a następnie przy ich użyciu odszyfrować hasło konkursowe (po angielsku). Dla tych, którzy prawidłowo wykonają zadanie, czekają dyplomy w przymuzealnym sklepiku.
Ale najważniejszą – i najlepszą! – atrakcją muzeum jest interaktywna przejażdżka muzealną kolejką zatytułowana „Ragnfrid’s Saga”. To około 10-minutowa podróż przez świat Wikingów, opowiadająca historię fikcyjnej postaci o imieniu Ragnfrid. Podczas gdy wagoniki kolejki zgrabnie przewożą nas przez różne sceny i scenografie, my słuchamy słuchowiska, opowiadającego o losach głównego bohatera: widzimy jego życie rodzinne, podróże morskie, bitwy i kupieckie przygody. Jest klimatycznie, czasem mrocznie, czasem radośnie, oświetlenie i muzyka tworzą niezwykłą atmosferę – ba, nie brakuje nawet efektów pirotechnicznych! Świetny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie, więc zobaczcie to koniecznie podczas wizyty w Sztokholmie!
TUTAJ znajdziecie info o godzinach otwarcia Muzeum Wikingów i cenach biletów.
Junibacken – świat skandynawskich książek dla dzieci
Jak się okazało, interaktywne przejażdżki kolejkami to codzienność w szwedzkich muzeach – a przynajmniej w tych w Sztokholmie! Na podobną atrakcję trafiliśmy w trzecim (i ostatnim tego dnia) muzeum odwiedzanym przez nas podczas wizyty na wyspie Djurgården. Mowa o Junibacken, czyli uroczym i wyjątkowym muzeum dla dzieci, poświęconym (prawie) w całości twórczości Astrid Lindgren. Tutaj głównym punktem programu jest przejażdżka tzw. Magicznym Pociągiem, który zabiera nas w 15-minutową podróż przez zminiaturyzowane sceny z najpopularniejszych książek autorki, takich jak „Pippi Pończoszanka”, „Ronja, córka rozbójnika”, „Emil ze Smalandii” czy „Dzieci z Bullerbyn.” I choć historia nie jest tu tak wciągająca, jak podczas przejażdżki w Muzeum Wikingów (bo są to raczej powyrywane z kontekstu sceny z książek, rozpoznawalne jedynie przez ich wiernych czytelników), to scenografia bije tamtą na głowę. Tutaj nie tylko jedziemy, ale także latamy (!), bo kolejka z torowej, przeistacza się w pewnym momencie w kolejkę linową. Fantastyczne doświadczenie, dzieci aż piszczą z radości!
Pozostałe atrakcje w Junibacken to pełnowymiarowa replika domu Pippi Pończoszanki, po której można biegać, wspinać się, zjeżdżać ze zjeżdżalni i i bawić na całego oraz niezwykłe bajkowe miasteczko, którego scenografia została zaczerpnięta ze znanych skandynawskich książek dla dzieci. Nawet, jeśli Wasze dzieci nie znają dobrze twórczości Astrid Lindgren (bo, umówmy się, dziś poza „Dziećmi z Bullerbyn” mało które powieści szwedzkiej autorki trafiają jeszcze na listę ulubionych dziecięcych lektur) to na pewno rozpoznają biuro detektywistyczne Lassego i Mai czy dom Alberta ze znanej i lubianej serii książek o Albercie Albertsonie. Trzeba przyznać, że tutejsze kolorowe domki, sklepiki, warsztaty i kawiarenki są odtworzone z wyjątkowo precyzją i dbałością o detale. Aha, na zewnątrz jest jeszcze uroczy plac zabaw stylizowany na krainę Mumuinków – no po prostu idealne i nietuzinkowe muzeum dla dzieci!
Junibacken najbardziej spodoba młodszym dzieciom, takim przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Ja odwiedziłam je z 9-latkiem i przyznaję, że jest to ta górna granica z bardzo prozaicznego powodu – starsze i wyższe dzieci do większości elementów scenografii po prostu się nie zmieszczą 😉 . Jeśli chcecie poznać ceny biletów i zaplanować wizytę w Junibacken, to zapraszam TUTAJ.
Sztokholm – dzień 3
Skansen czyli żywe muzeum
Ostatni i najcieplejszy dzień naszego pobytu w Sztokholmie przeznaczyliśmy na wizytę w Skansenie, pierwszym na świecie muzeum na świeżym powietrzu. Skansen, założony w 1891 roku na wyspie Djurgården, reklamowany jest jako miejsce prezentujące życie w Szwecji na przestrzeni wieków. Znajdziecie tu m.in.:
- muzeum tradycyjnej architektury – 150 zabytkowych obiektów z XVIII-XX wieku, pochodzących ze wszystkich obszarów Szwecji i ułożonych w porządku geograficznym
- „żywe” muzeum etnograficzne – pracownicy przebrani w stroje z dawnych czasów przybliżają codzienne życie lokalnych rzemieślników
- ogród zoologiczny – zarówno gatunki zwierząt, które żyją w Skandynawii (np. renifer, łoś, niedźwiedź brunatny, foki), zwierzęta gospodarskie (kury, świnie, kozy), jak i te egzotyczne ( lemury, małpy, papugi czy skorpiony)
- Bałtyckie Centrum Nauki – sporo ciekawych ekspozycji prezentujących środowisko morskie Bałtyku i jego zagrożenia (są tu m.in. akwaria, wystawy i działania edukacyjne)
Brzmi super, prawda? Zgodnie uznaliśmy, że przy pięknej słonecznej pogodzie będzie to idealny pomysł na spokojny rodzinny spacer i naukę o szwedzkiej kulturze i historii. Ale niestety, trochę się przeliczyliśmy. Dlaczego? Na pewno wszystkie wymienione wyżej atrakcje robią super wrażenie i są godne polecenia. Miejsce jest też pięknie zlokalizowane, a wszystkie zabudowania zachowane w fantastycznym stanie, idealnie odwzorowującym życie w dawnej Szwecji. Ale nie brakuje tu – niestety- trochę „jarmarcznej” estetyki charakterystycznej dla parków rozrywki (i znanej choćby z popularnych w Polsce „parków dinozaurów”): kolorowe ciuchcie, wata cukrowa, karuzele, stragany z „mydłem i powidłem” i tony pamiątek. Szczerze mówiąc, lemury, małpy i cała egzotyka jest tu też według mnie kompletnie nie na miejscu. No, ale jest popyt, to i jest podaż – smutne, ale prawdziwe. Także podsumowując : polecam, choć w okrojonej wersji. I najlepiej zabrać ze sobą prowiant oraz duuużo cierpliwości dla innych odwiedzających.
Jeśli nadal jesteście zainteresowani, to polecam zajrzeć TUTAJ.
Sztokholm – czy warto?
Szukacie europejskiego miasta na weekendowy wypad z dziećmi? Wybierzcie Sztokholm! Wbrew stereotypowym przekonaniom, to naprawdę nowoczesna, czysta i przyjazna metropolia. Bez wątpienia jest to też jedna z najpiękniejszych i najbardziej zielonych europejskich stolic, które ma bardzo wiele do zaoferowania rodzinom z dziećmi. Od historycznych zakątków Gamla Stan, przez relaks w Hagaparken, aż po fascynujące muzea i interaktywne atrakcje na wyspie Djurgården. My spędziliśmy w stolicy Szwecji trzy piękne słoneczne dni i nasza wizyta utwierdziła nas w przekonaniu, że Skandynawia to od teraz zdecydowanie jeden z najważniejszych kierunków naszych podróży. Ale o tym już w kolejnych postach na tym blogu!
No Comments